Wyborom w Stanach Zjednoczonych przyglądali się zarówno sojusznicy i bliscy partnerzy, jak i adwersarze oraz państwa nastawione w sposób mało przyjazny do USA. Zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych oznacza, że od stycznia Biały Dom wdroży odmienną wizję polityki zagranicznej od tej prowadzonej przez Joe Bidena w trakcie ostatnich czterech lat. Przyjęło się powszechnie mówić, że nieobliczalność Donalda Trumpa uniemożliwia przewidzenie, jaką politykę nowy prezydent będzie prowadzić. Jeśli jednak spojrzymy na jego pierwszą kadencję, przeanalizujemy jego kampanijne deklaracje oraz poglądy, jesteśmy w stanie uzyskać pewien obraz tego, jak będzie wyglądać polityka zagraniczna Trumpa 2.0. Poniższa analiza napisana przez członków Koła Państw Obszaru Pacyficznego jest próbą uchwycenia możliwego kształtu polityki zagranicznej nowego prezydenta w stosunku do Azji oraz relacji między USA a państwami regionu.
Japonia
Japonia jest najważniejszym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych na Indo-Pacyfiku od czasów zimnej wojny i to się nie zmieni za prezydentury Donalda Trumpa. Administracja, która od stycznia przejmie władzę w Białym Domu, jest świadoma znaczenia japońskiego partnera dla amerykańskich interesów geopolitycznych, bowiem to właśnie na terytorium Japonii rozmieszczonych jest 54 tysiące żołnierzy amerykańskich, a w bazie marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych w mieście Yokosuka zlokalizowana jest jedyna rozmieszczona permanentnie poza terytorium Stanów Zjednoczonych grupa uderzeniowa amerykańskiego lotniskowca. Ogromna wartość strategiczna Japonii nie oznacza jednak, że Donald Trump będzie głaskał Tokio po główce - wręcz przeciwnie, Kraj Kwitnącej Wiśni musi przygotować się na wiele wyzwań w relacjach z USA.
Polityka America First Donalda Trumpa, która była podstawą jego polityki zagranicznej podczas pierwszej kadencji, będzie wpływać także na relacje Japonia-USA przez najbliższe cztery lata. Zapowiedzi prezydenta-elekta o wprowadzeniu ceł w wysokości 60% na towary z Chin oraz do 20% na import z innych państw oznaczają, że cła nie ominą również Kraju Kwitnącej Wiśni. W trakcie pierwszej prezydentury Trumpa, mimo bliskiej relacji Trump-Abe (Shinzo Abe - premier Japonii w latach 2012-2020) oraz usilnych starań Abe, by przypodobać się POTUSowi, prezydent USA nie dawał Japonii taryfy ulgowej, używając nałożonych ceł jako dźwigni w negocjacjach handlowych. Część ekspertów podkreśla, że cła, które może nałożyć Trump na Japonię, mogą okazać się poważnym ciosem dla japońskiej gospodarki, szczególnie dla przemysłu samochodowego. Ponadto, mówiąc o domenie gospodarczej, warto zwrócić uwagę na oświadczenie Trumpa, że zablokuje przejęcie U.S. Steel (amerykańska spółka publiczna zajmująca się produkcją stali) przez Nippon Steel (największy japoński koncern przemysłowy) - dlatego też japońskiej firmie zależy na sfinalizowaniu procesu przejęcia do końca roku.
Donald Trump, znany krytyk wojskowo-politycznego free-ridingu (pol. efekt gapowicza) oraz zwolennik zwiększania nakładów na obronność przez sojuszników, poruszał kwestie burden-sharingu (podziału wkładów finansowych) amerykańskiej obecności militarnej w Japonii niejednokrotnie podczas swojej pierwszej kadencji. Mimo że przypuszczalnie chwalił Japonię za wysiłki na rzecz zwiększania wydatków obronnych przy okazji spotkania z byłym premierem Japonii Taro Aso w kwietniu 2024 r. (Japonia w założeniu ma podnieść wydatki na obronność do 2% PKB do 2027 roku), trudno powiedzieć czy będzie to zaangażowanie wystarczające prezydentowi-elektowi. Można przypuszczać, że i teraz będzie do pewnego stopnia naciskał na Tokio, aby zwiększało swój udział w ponoszeniu kosztów utrzymania baz oraz personelu wojskowego USA na terenie wysp japońskich, zwłaszcza że za jego drugiej kadencji przyjdzie sojusznikom podpisać kolejne porozumienie o współfinansowaniu amerykańskich baz w Japonii (zwykle odnawiane co 5 lat). Innym potencjalnym polem presji Trumpa może być kwestia rewizji traktatu japońsko-amerykańskiego z 1960 roku - sojusz USA-Japonia charakteryzuje się asymetrią, ponieważ Tokio nadal nie jest zobligowane do przyjścia z pomocą Stanom Zjednoczonym poza terenem Japonii. Waszyngton ponosi więc zdecydowanie większą odpowiedzialność niż Tokio, co Donald Trump może chcieć zmienić w ramach walki z free-ridingiem - według Johna Boltona, doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego USA w latach 2018-2019, prezydent-elekt kilkukrotnie narzekał na tę nierówność.
We wrześniu, czyli jeszcze przed wielką niepewnością po utracie samodzielnej większości w parlamencie przez jego Partię Liberalno-Demokratyczną oraz koalicjanta Komeito w wyniku przyspieszonych wyborów, obecny premier Japonii Shigeru Ishiba mówił o potrzebie rewizji traktatu oraz porozumienia o statusie Sił USA w Japonii tak, aby m.in. Japończycy mieli większy udział we wspólnym zarządzaniu bazami na Okinawie. Ostatnio, znowu zapowiedział dążenie do “rozwiązania problemów wynikających z obecności wojsk amerykańskich”. Podejmowanie tych kwestii z Donaldem Trumpem niewątpliwie nie będzie zadaniem łatwym, a zdecydowanie się na taki ruch będzie wymagało rozwagi oraz dobrego przygotowania - nawet z bardziej otwartą na zmiany i liberalną administracją Joe Bidena reformy takie byłby bardzo trudne do wprowadzenia.
Polityka zagraniczna Trumpa względem Japonii będzie miała inną formę niż polityka zagraniczna Bidena i będzie to trudny czas dla Kraju Kwitnącej Wiśni (Trump będzie nakładał cła oraz naciskał na Tokio w kontekście burden-sharingu), lecz najprawdopodobniej prezydent-elekt nie będzie chciał spowodować osłabienia sojuszu, bo stoi to w sprzeczności z fundamentalnymi interesami USA w Azji i na Pacyfiku. Administracja Trumpa składa się z wielu jastrzębi chcących jeszcze bardziej zaostrzyć politykę względem Chin, a Japonia jest elementem niezbędnym układanki, jaką jest polityka powstrzymania i odstraszania Chin. To Japonia jest bowiem największą amerykańską “bazą” poza terenem USA.
Korea Południowa i Korea Północna
Polityka zagraniczna Donalda Trumpa wobec Półwyspu Koreańskiego to jeden z aspektów, który interesuje nas wyjątkowo, ze względu na obecnie zaostrzające się działania Kim Dzong Una wobec Korei Południowej. Pierwsza kadencja charakteryzowała się zmianami. Obejmowały one spotkania Kima oraz Trumpa i teoretyczne próby denuklearyzacji, które według słów Jamesa H. Lebovica „nigdy nie zakończyły się porozumieniami zmieniającymi reżim”. W tym samym czasie stosunki z Koreą Południową były definiowane przez nakładanie presji na zwiększanie wydatków na obronę i kwestię rozmieszczenia amerykańskich wojsk. Druga kadencja Trumpa zapowiada kontynuację tych działań, które będą motywowane rosnącymi napięciami w regionie na tle globalnej konfrontacji z Chinami oraz widocznego ukierunkowywania się Kim Dzong Una na Rosję.
Prawdopodobnie jednym z bardziej kontrowersyjnych aspektów pierwszej administracji Donalda Trumpa było jego zbliżenie z Kim Dzong Unem. Nie można wykluczać ponownego spotkania przywódców. Nie oznacza to jednak, że dojdzie do jakichkolwiek ustępstw nuklearnych ze strony Pjongjangu, jako że przez poprzednie cztery lata Kim Dzong Un coraz mniej dążył do rozmów z Koreą Południową i USA. Uznaje też swój nuklearny plan („minimalne ustępstwa, maksymalne nagrody”) za ostateczny i nie zamierza w tym momencie podejmować negocjacji. Można przypuszczać, że Kim nalegałby na różne ustępstwa ze strony USA - choćby złagodzenie sankcji lub zawieszenie ćwiczeń wojskowych Stanów Zjednoczonych z Koreą Południową.
Ponadto, Trump krytykował zaangażowanie USA w regionie, co może osłabić zdolność do skutecznego reagowania na zagrożenia ze strony Korei Północnej. Warto zauważyć, że niejednokrotnie negatywnie oceniał sojusz USA-Korea Płd. ze względu na obciążenia finansowe. Obecnie Seul zastanawia się nad przyszłością porozumień zawartych podczas administracji Bidena (np. Special Measures Agreement podpisana w kwietniu 2021 roku, w którym Korea Południowa zgodziła się na zwiększenie swojego udziału finansowego w utrzymaniu wojsk amerykańskich na swoim terenie).
Dodatkowo, warto pamiętać, że gospodarka Korei Południowej w dużej mierze opiera się na dochodach z eksportu, więc postulowane przez Trumpa taryfy celne od 10-20% na wszystkie produkty nie są korzystnym scenariuszem dla jej ekonomii.
Media przekazują, że prezydent Korei Południowej Yoon pogratulował Trumpowi wygranej w wyborach podczas rozmowy telefonicznej. Wiemy również, że to przywódca USA poruszył temat militarnych agresji Korei Północnej, wspominając również o innych wrogich działaniach, takich jak zrzucanie balonów z odchodami lub manipulowanie GPS-em przy granicy. Nie wiadomo jakie były jego konkretne słowa dotyczące problemu na 38 równoleżniku, natomiast jedno jest pewne - to wciąż stanowi wart jego uwagi problem.
Trumpowi zależy na pokazaniu znaczących różnic w swojej polityce zagranicznej od tej administracji Bidena. Nie zmienia to faktu, że Seul stoi w obliczu zagrożenia od strony agresywnej polityki Korei Północnej i jej współpracy z Rosją. W obliczu zagrożenia nuklearnego pogorszenie się stosunków między Seulem a Waszyngtonem, na ten moment, wydaje się mało prawdopodobne. Zbliżenie się do Seulu jest zatem konieczne, a utrzymanie współpracy kluczowe, gdyż obniżenie stopnia zaangażowania amerykańskiego mogłoby zwiększyć naleganie Korei Południowej na posiadanie niezależnych zdolności nuklearnych.
Indie
Indie poprzez liczne powiązania polityczne z państwami o różnych ideologiach, często są zmuszane do manewrów politycznych, by osiągnąć złoty środek w relacjach z partnerami. Poczynając od aktywnego członkostwa w formatach typu BRICS lub grupie Quad, odmienne interesy indyjskich partnerów mogą prowadzić do niejednoznacznej polityki zagranicznej Indii (przykładem takiej sytuacji jest kwestia potępienia wojennych działań rosyjskich na forum ONZ, co stanowiło konfliktowy temat pomiędzy USA a Indiami). Znaczącą kwestią jest niepokojące zachowanie Chin, które poniekąd zmusza Indie i Stany Zjednoczone do zacieśnienia relacji. Wzrost napięć na Morzu Południowochińskim wzbudził obawy wśród wszystkich liderów grupy Quad, więc można stwierdzić, że to właśnie Chiny stanowią główne spoiwo partnerstwa geopolitycznego Indii i USA.
Zmiana administracji amerykańskiej od stycznia 2025 roku może wpłynąć na obecny ład międzynarodowy, ale analitycy Council on Foreign Relations nie zakładają osłabienia relacji Indie-USA, a wręcz zakładają ich zacieśnienie. Eksperci Center For Strategic And International Studies za to zaznaczają, że Trump jest często nieprzewidywalny w swoich decyzjach, więc nie powinno się zakładać żadnych postulatów za pewne. Za czasów pierwszej kadencji Trumpa, relacje między tymi dwoma państwami były stosunkowo przyjacielskie przez bliskość ideologiczną ich reprezentantów. Podobną tendencję można zauważyć w relacji Indie-Republikanie, gdzie to właśnie chęć ograniczenia wzrostu dominacji Chin wpłynęła na bliski stosunek Modiego i Trumpa. Przyszły prezydent USA zapowiedział, że będzie pogłębiał wojnę handlową z Chinami w celu zmniejszenia zależności USA od chińskiego importu. Zastosowanie wysokiego cła na towary chińskie powinno zmusić Pekin do kompromisów, ale tym samym spowoduje to większe zapotrzebowanie na produkcje wewnętrzne czy zwiększenie importu z innych państw, np. Indii. Tym samym Indie nabiorą większego znaczenia w gospodarce amerykańskiej przy administracji Trumpa.
Sama zmiana prezydenta może ułatwić zmniejszenie napięć w relacji Indie-USA w kwestii potępienia Rosji. Indie są wciąż blisko związane dyplomatycznie i gospodarczo z Rosją, co jest tym bardziej umocnione przez ich członkostwo w BRICS. W roku 2023/24 Indie zaimportowały rosyjską ropę o wartości 140 miliardów dolarów, co tylko potęgowało napięcia z USA. Trump, w przeciwieństwie do Demokratów, nie będzie raczej próbował wykorzystywać bliskich stosunków Indii z Moskwą do rozmów pokojowych z Rosją i naciskał na Indie, aby ograniczały stosunki gospodarcze z agresorem. Sceptyzm Trumpa w kwestii Ukrainy stanowi podstawę do łagodniejszego traktowania Rosji, więc The Diplomat nie zakłada, że rozmowa w kwestii rosyjskiej w ogóle się odbędzie między nowym prezydentem a indyjskim przedstawicielstwem. Chociaż zmniejszy to krótkoterminowe napięcia z Indiami, w skali długoterminowej osłabi to próby odcięcia Indii od Rosji. Pomimo zbliżeń handlowych, pojawiały się w przeszłości konflikty dotyczące amerykańskiego protekcjonizmu, które rozwiązano w 2023 roku na forum WTO. Zwycięstwo Trumpa może jednak na nowo te spory wzniecić. Powrót do ceł z jego pierwszej kadencji i podatek na import do USA w wysokości 20% może doprowadzić do działań odwetowych Indii, tym samym wszczynając spory w WTO.
Inną istotną kwestią dla społeczeństwa Indii jest postulat Trumpa o masowych deportacjach i zakończeniu obywatelstwa z urodzenia. Hindusi stanowią 20% populacji Azjatów-Amerykanów w USA, więc tak radykalne stanowisko w ich kwestii może osłabić dialog New Delhi- Waszyngton. Duża część rodzin hinduskich emigrowała do USA kilka pokoleń temu w celu znalezienia lepszej pracy, wykształcenia czy możliwości do życia. Zabranie pewnego standardu doprowadzi do wzburzenia ludności, a może i nawet natęży oczekiwania względem rządu Indii o rozpoczęcie negocjacji w kwestiach deportacji.
Sama dynamika partnerstwa USA-Indie zależy w dużym stopniu od kolejnych kroków Chin. To one mimo wszystko kształtują bliskość tej relacji. Poza tym, jest wiele niewiadomych w kwestii dalszego rozwoju wydarzeń. Może dojść do pewnych spięć gospodarczo-społecznych spowodowanych postulatami Trumpa w kwestii migracji i podatków od importu. Od poszczególnych decyzji przyszłego prezydenta zależy, jak odniosą się do tego Indie. Wstępnie nie przewiduje się dużych napięć, a na pewno nie większych od tych za administracji Bidena. Mimo to, dalszy bieg wydarzeń zostanie zdefiniowany przez podjęty przez Trumpa ton w dalszych rozmowach.
Chiny i Tajwan
Pierwsza kadencja Donalda Trumpa w Chinach i na świecie została zapamiętana między innymi przez pryzmat rozpoczętej w 2018 roku wojny handlowej, która do tej pory stanowi przejaw globalnej rywalizacji między Pekinem a Waszyngtonem.
Choć Xi Jinping pogratulował wygranej Trumpowi oraz stwierdził, że zdrowe relacje pomiędzy USA i Chinami są wspólnym interesem, strony te wiedzą, że wkrótce wkroczą na drogę, którą możemy nazwać wojną handlową 2.0. Już podczas kampanii Trump obiecał wprowadzenie 60% ceł na cały chiński import. Scenariusz ten zdają się potwierdzać również nominacje Trumpa na członków jego administracji - m.in. senatora Marco Rubio na Sekretarza Stanu. Choć na przebieg kolejnych odsłon wojny handlowej będzie niewątpliwie rzutować pogarszająca się sytuacja gospodarcza ChRL, eksperci zauważają, że same przygotowywały się na tę ewentualność od wielu miesięcy i są o wiele mniej uzależnione gospodarczo od USA niż w 2018 roku. Pekin zwrócił się w stronę Globalnego Południa, czego jednym z ostatnich przejawów jest ogłoszenie zerowych ceł dla krajów rozwijających się, które utrzymują z nimi stosunki dyplomatyczne. W 2023 roku, po raz pierwszy od ponad dwóch dekad, Stany Zjednoczone sprowadziły więcej towarów z Meksyku, niż z Chin. Jednocześnie ChRL skierowała większy eksport do państw Inicjatywy Pasa i Szlaku, niż łącznie do USA, Japonii i krajów Unii Europejskiej. Udział Państwa Środka w globalnym eksporcie, pomimo zmniejszenia się o ponad 18% punktów procentowych eksportu do państw grupy G7 od 2000 r. i nałożenia ceł wzrósł w ostatnich latach z 13% do 14%. Trump promuje izolacjonizm gospodarczy USA, co paradoksalnie jest szansą dla Chin do zwiększenia współpracy gospodarczej w ramach m.in. BRICS czy Szanghajskiej Organizacji Współpracy, na zacieśnianie relacji z globalnym południem, ale także z dotychczasowymi partnerami Stanów Zjednoczonych.
Na relacje pomiędzy oboma państwami znaczący wpływ będzie miał również wybór Senatora Marco Rubio na Sekretarza Stanu. Niejednokrotnie w swoich wypowiedziach uznawał on Chiny za największego strategicznego wroga Stanów Zjednoczonych. Wyrażał m.in. swój sprzeciw wobec sytuacji Ujgurów w ChRL, a także poparcie dla niezależności zarówno Tajwanu, jak i Hongkongu. W związku z tymi deklaracjami nałożyły one sankcje na Senatora z Florydy nie raz, a dwa razy - ostatni raz w 2020 roku. Jeżeli powyższe sankcje zostaną podtrzymane, znacząco pogorszy to relacje na linii Waszyngton-Pekin.
Wybór Trumpa na prezydenta, jak i Marco Rubio na Sekretarza Stanu uważnie śledzi się również na Tajwanie. Prezydent Tajwanu Lai Ching-te pogratulował zarówno Trumpowi wygranej, podkreślając ich wieloletnią współpracę, jak i Marco Rubio nominacji, zaznaczając, że docenia jego podejście do Tajwanu. W trakcie kampanii jednak aktualny prezydent-elekt oskarżał Tajwan o ,,kradzież” technologii i stwierdził, że wyspa powinna zacząć płacić za swoją obronę. Z drugiej strony, zagroził nałożeniem na Chiny aż do 200% ceł , jeśli te zdecydują się zaatakować Tajwan. Na możliwą opinię najprawdopodobniej wpłynie jednak jego najbliższe protajwańskie otoczenie, dla którego priorytetem nie jest obrona demokratycznych wartości obecnych na Tajwanie, ale przede wszystkim utrzymanie prymatu USA nad Chinami w regionie i na świecie. Warto również pamiętać, że militaryzacja Tajwanu znacząco przyspieszyła za czasów administracji Trumpa - jest to oczywiście część większej strategii zorientowanej na powstrzymywanie Chin w regionie. Pytaniem, nad którym można się pochylić jest, czy w trakcie drugiej prezydentury Trump nie będzie prowadził polityki względem sytuacji w Cieśninie Tajwańskiej, która będzie prowokować Chiny do podejmowania działań odwetowych, na przykład takich z którymi mieliśmy do czynienia po wizycie Nancy Pelosi na Tajwanie w 2022 roku. Niejednoznaczna postawa i niespodziewane decyzje Donalda Trumpa były nieodłączną częścią jego pierwszej kadencji - zarówno Pekin, jak i Tajpej nie mają złudzeń, że tak będzie i tym razem.
Australia
Australia należy do najwierniejszych sojuszników Stanów Zjednoczonych nie tylko w Azji, ale i na świecie, a podpisanie przez Canberrę porozumienia AUKUS z Londynem i Waszyngtonem w 2021 roku za czasów administracji Bidena w USA zespoliło jeszcze bardziej interesy australijskie z amerykańskimi, dając jasny sygnał, gdzie Australia widzi swoje miejsce. Pozostaje pytanie jak transakcyjne podejście Donalda Trumpa do spraw międzynarodowych przełoży się na jego politykę zagraniczną względem Australii.
Co jest rzadkością u Donald Trumpa w przypadku wielkich projektów z udziałem USA, nie ma publicznych wypowiedzi prezydenta-elekta o porozumieniu AUKUS. Jedynie pośrednio z drugiej ręki wiemy, że Trump przychylnie patrzy na trójstronne partnerstwo z Australią i Wielką Brytanią, a JD Vance - przyszły wiceprezydent - wypowiadał się pozytywnie o porozumieniu. Nastawienie Trumpa do tej kwestii odgrywa rolę kluczową z perspektywy Australii, jako że AUKUS stanowi fundament rozbudowy jej sił podwodnych oraz zobowiązanie już kosztujące australijskiego podatnika miliardy. Z jednej strony, porozumienie oznacza wzrost australijskich wydatków na obronność oraz przekazanie USA znacznych sum finansowych w zamian za technologię i okręty podwodne, co może być postrzegane jako fair układ przez Donalda Trumpa oraz przekonać go do porozumienia. Z drugiej strony, Trump będzie priorytetyzował zapotrzebowanie i interesy USA ponad potrzeby sojuszników. Amerykańskie stocznie mają obecnie duże opóźnienia w realizacji zamówień US Navy, która musiała nawet zmniejszyć zamówienie na okręty podwodne typu Virginia z powodu problemów przemysłu stoczniowego w USA, a tak się składa również, że to właśnie te okręty Waszyngton ma dostarczyć Canberze w ramach AUKUS. Biorąc pod uwagę własne niedobory, Trump może znacznie opóźnić dostawy okrętów typu Virginia, które pierwotnie i tak miały być pozyskane dopiero na początku lat 30., a pozwalają mu na to nawet krajowe regulacje. Możliwe, że nowy prezydent będzie częściowo kwestionować porozumienie, tak jak ma to już w zwyczaju, jednak powinien podtrzymać zaangażowanie USA w projekt oraz trójstronną współpracę z Wielką Brytanią i Australią, bo przyniesie to Waszyngtonowi wymierne korzyści, nie tylko strategiczne w odniesieniu do Chin, ale także materialno-finansowe.
Aktualnie, według danych australijskiego Departamentu Spraw Zagranicznych i Handlu, dzięki umowie o wolnym handlu sprzed około dwudziestu lat, ponad 96% australijskiego eksportu do Stanów Zjednoczonych jest wolne od ceł. W trakcie poprzedniej kadencji Donalda Trumpa, relacje handlowe między USA a Australią uniknęły turbulencji związanych z jego protekcjonistyczną polityką gospodarczą. Australia była jedynym państwem, z którego import stali i aluminium nie został objęty cłami. Mimo tego Trumpowi zdarzało się grozić Canberze wprowadzeniem ceł na te produkty. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądać polityka Trumpa względem Australii w tym obszarze przez najbliższe cztery lata: czy Canberra pozostanie wyjątkiem na “celnej” mapie administracji Trumpa, czy zostanie objęta cłami zapowiadanymi przez prezydenta-elekta. Eksperci wskazują, że potencjalnie nie tylko cła na australijskie towary mogą zaszkodzić gospodarce Australii, ale również sama wojna handlowa USA z Chinami może negatywnie odbić się na jej stanie.
Donald Trump ma generalnie pozytywne zdanie o Australii, w tym o jej zaangażowaniu w sprawy bezpieczeństwa i obronności. Canberra podnosi wydatki na obronność, które wynoszą ponad 2% PKB państwa, rozbudowuje siły zbrojne oraz dostosowuje strategię do rosnącego zagrożenia ze strony Chin. Wysiłki Australii pokrywają się więc z wezwaniami Trumpa do sojuszników o większe zaangażowanie we własne bezpieczeństwo. Trump będzie zapewne dążył do podtrzymywania bliskich stosunków z Australią, jednak jego druga prezydentura pozostawia wiele niewiadomych dla rządu w Canberze.
Filipiny
Stosunki Stanów Zjednoczonych z Filipinami sięgają XIX wieku, kiedy to przejęły one kontrolę nad tym terytorium po wojnie amerykańsko-hiszpańskiej w 1898 roku. Zawarcie dyplomatycznych relacji pomiędzy powyższymi państwami w 1946 roku czyni Filipiny najstarszym sojusznikiem USA z regionu Indo-Pacyfiku. Unikalne partnerstwo połączone historią, wspólnymi elementami kulturowymi oraz rozwijającą się relacją na polu wojskowym i gospodarczym na pierwszy rzut oka nie musi obawiać się zmieniającego frontu politycznego.
Podczas pierwszej prezydentury Donalda Trumpa relacje Waszyngton-Manila były zdominowane przez współpracę w zakresie obronności, kontrowersje związane z prawami człowieka oraz geopolityczne zawirowania wynikające z polityki prezydenta Rodrigo Duterte. Polityka zagraniczna Joe Bidena oraz jego administracja charakteryzowała się za to intensyfikacją relacji w sferze militarnej. Mowa tutaj m.in. o większej dostępności USA do baz wojskowych na Filipinach, 500 mln dolarów pomocy oraz częstszymi ćwiczeniami wojskowymi.
Okres bycia jednym z najważniejszych sojuszników USA w regionie Azji Południowo-Wschodniej może niespodziewanie być doświadczony przez zmienioną politykę zagraniczną Donalda Trumpa. Eksperci The Economist snują tutaj wizje sojuszów z perspektywy Waszyngtonu jako układów transakcyjnych. Działania w trakcie jego drugiej kadencji będą prawdopodobnie zdominowane przez dążenie do zacieśniania strategicznych więzi, szczególnie w kontekście współpracy obronnej. Relacje te odgrywają kluczową rolę w kontekście rosnących napięć geopolitycznych w regionie Azji i Pacyfiku, głównie wynikających z asertywnej polityki Chin na Morzu Południowochińskim. Rozszerzenie wspólnych ćwiczeń wojskowych oraz implementacja porozumień, takich jak Enhanced Defense Cooperation Agreement (EDCA), odzwierciedlają priorytet, jaki obie strony przypisują kwestii regionalnego bezpieczeństwa i stabilności.
Aktualnie urząd prezydenta Filipin piastuje Ferdinand Marcos Jr., który konsekwentnie akcentuje znaczenie relacji z USA, uznając je za fundament filipińskiej polityki bezpieczeństwa i kluczowy czynnik w umacnianiu pozycji kraju na arenie międzynarodowej. Eksperci podkreślają, że strategiczne partnerstwo obu państw charakteryzuje się znaczną ciągłością, niezależnie od zmian administracyjnych w Waszyngtonie. Filipińscy politycy jednak coraz częściej opowiadają się jednak za podejściem protekcjonistycznym w sojuszach, tj. nie poleganiu jedynie na relacjach ze Stanami Zjednoczonymi.
Kwestią problematyczną, która dotyczy w szczególności poglądów Donalda Trumpa, jest jego polityka imigracyjna, w tym zapowiedź zaostrzenia przepisów i zakończenia programu Temporary Protected Status (TPS), który polega na zapewnieniu tymczasowych świadczeń dla imigrantów w bardzo ciężkiej sytuacji życiowej lub materialnej. Wzbudza to obawy wśród filipińskich imigrantów, którzy stanowią trzecią co do wielkości grupę migrantów w USA. Ideologia Make America Great Again (MAGA) zakładała priorytetowe zatrudnianie Amerykanów, jednak eksperci, w tym Ronald Llamas, wskazywali na trudności w jej realizacji ze względu na niechęć lokalnych pracowników do podejmowania nisko opłacanych zawodów. Ambasador Filipin w USA, Jose Manuel Romualdez, wezwał nieudokumentowanych filipińskich imigrantów do dobrowolnego powrotu do kraju, aby uniknąć deportacji w świetle planów masowych działań rządu Trumpa. Według danych Pew Research Center z 2022 roku, około 130 000 Filipińczyków przebywało w USA bez odpowiednich zezwoleń, co czyniło tę grupę znaczącą w debacie imigracyjnej. Prezydent Ferdinand Marcos Jr. podkreślił, że choć kwestia ta nie była omawiana z Trumpem podczas ostatniej rozmowy telefonicznej, to filipińskie władze dyplomatyczne monitorują sytuację.
Patrząc na relacje obu państw, trudne do wyobrażenia jest aktualnie załamanie dotąd zbudowanych więzi. Rosnące napięcie na Morzu Południowochińskim czy szersza militaryzacja Azji przedstawiają kierunki, które pozwolą na zachowanie bezpieczeństwa państwa, poprawienie jego zdolności obronnych, jak i zwiększenie znaczenie w regionie. Taką kartą aktualnie mogą zagrać Filipiny, myślące o swojej relacji z Waszyngtonem, jak i możliwym rozkładem sił w sferze bezpieczeństwa.
Autorzy:
Jakub Witczak
Maja Holeksa
Kaja Neyman
Weronika Wiszniewiecka
Aleksandra Lewandowski
Bibliografia:
Japonia:
Korea Południowa i Korea Północna:
Indie:
Chiny i Tajwan:
Australia:
Filipiny:
Comments